Forum www.thelosthope.fora.pl
Forum Gildii The Lost Hope
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Historia Kotka ;)

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.thelosthope.fora.pl Strona Główna -> Wszystko o Niczym
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Valldis
Administrator



Dołączył: 10 Maj 2010
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 16:50, 15 Maj 2010    Temat postu: Historia Kotka ;)

Historia Kotka Very Happy

Posiadam.

Wróć. Moja żona posiada kota, rasy kotka, rasy czarnej, rasy ze
schroniska,
rasy małe kocie.

Guzik by mnie to obchodziło gdyby nie fakt, że jest małe, że chodzi to
to
bez przerwy za mną i trzeszczy- a to na ręce, a to żreć, a to trzeszczy
dla
samego trzeszczenia zupełnie jak jej pani. Generalnie pogłaskać mogę,
kopnąć
jakąś rzecz która leży na ziemi żeby kot za nią biegał też, niech
chowa się
zdrowo do czasu aż raz zapomnę zamknąć terrarium i zajmie się nim mój
wąż,
reszta to nie mój problem.

Ale do czasu. Staje się to moim problemem gdy moja współmałżonka udaje
się w
celach służbowych gdzieś tam na ileś tam. I spada na mnie karmienie
wyprowadzanie i sprzątanie po tym całym tałatajstwie. Jako, że to
zawsze
lekko olewam i robię wszystko w ostatni dzień przed powrotem małżonki-
nie
nastręcza mi to wiele problemów.

Kot jest od niedawna i od niedawna jest nowy zwyczaj- niezamykania
łazienki,
gdyż w niej znajduje się urządzenie zwane potocznie kuwetą, do którego
kot
robi to samo co ja w toalecie, czyli wchodzi i może spokojnie pomyśleć.

Mnie jednak uczono całe życie zamykać te cholerne drzwi do łazienki za
sobą,
więc stale żona mi trzeszczała, że kot tam nie może wejść i
"myśleć". Ja
jestem stary i się nie nauczę, poza tym mieszkam tu dłużej niż ten kot,
sam
dom stawiałem, moje drzwi, mój kibel, wypierdalać więc. I postawiłem
na
swoim. Od jakiegoś czasu kot chodzi do toalety razem ze mną. Jak nie ma
małżonki to musi zazwyczaj czyhać na mnie albo miauczeć coby
przypomnieć, że
trzeba mu łazienkę otworzyć, bo jak jest żona to ona ma już w biosie
zaprogramowane- ja wychodzę i zamykam, ona idzie i otwiera, żeby kot
mógł
wejść- taka technologia po prostu.

Czasem kot skacze na klamkę ale ma jeszcze zbyt małą wyporność i zwisa
na
niej bezradnie. Jednak jak moja żona będzie nadal go tak karmić- to w
szybkim tempie będzie za każdym razem klamkę upierdalał- a wtedy
wiadomo-
wąż.

Dobrze więc- uporządkuję- żona- delegacja, ja praca- wracam, wchodzę
do
domu, kot przy drzwiach do łazienki skwierczy, bo jak wychodziłem to
zamknąłem za sobą. Ok, kotku mnie się też chce. Idziemy razem- ja
toaletka,
okienko uchylam, papierosik (bo żona będzie za trzy dni- więc spokojnie
wywietrzę) kotek swoje, ja przez okienko spoglądam, jest cudnie. Kotek
wskakuje na kaloryfer na parapecik i patrzymy razem przez okno. No cudnie.
Kot skończył dawno, ja teraz, pet do muszli, spuszczam wodę, a ten mały
skurwiel jak nie śmignie i sru za tym petem z tego parapetu i do kibla.
Zakręciło nim dwa razy i kota nie ma. Nawet nie zdążył miauknąć. No
ja
pierdolę. Nie ni chuja to niemożliwe jest. Przecież nawet taki mały kot
jest
kurwa za duży- żeby przejść tym syfonem.

Ale słyszę tylko pizdut- oż kurwa no to nie mogło mi się zdawać- coś
ciężkiego poszło w pion. Kurwa wszyscy święci w trójcy jedyny Boże,
ukazali
mi się przed oczami. Kot kurwa popłynął wprost w odmęty prawego
dopływu
królowej polskich rzek. Lecę kurwa na dół do piwnicy- choć może
powinienem
od razu do schroniska- zanim wróci moja żona- nie ma wafla, znajdę
jakiegoś
małego czarnego skurwiela z białą krawatką, nie było jej kilka dni
może się
nie połapie.

Ale chuj - najpierw do piwnicy- zbiegam po schodach, słucham coś drapie w
rurze, pion kawałek płaskiej rury, miauczy- jest kurwa, żyje i nie
poleciał
do sieci miejskiej. Nawet jak teraz zdechnie- to chuj przynajmniej będę
miał
jego truchło i powiem, że kojfnął z przyczyn naturalnych albo tylko
lekko
nienaturalnych, bo przecież mi baba nie uwierzy za chuja trefla, że kot
sam
wpadł do kibla. Ale na razie drapie i żyje. Znalazłem taki wziernik
gdzie
można zaglądnąć do tej rury i wołam. Kici kici. Ni chuja, nie
przyjdzie,
wołam, wołam, a ten kurwa głąb zamiast przyjść do mnie to kurwa chce
iść tam
skąd przyszedł czyli do góry w pion. Ja go wołam a on do góry drapie.
I
udrapie, udrapie kilkanaście centymetrów i zjazd w dół.

No pojebało i mnie, że tu stoję i jego (kota) Tak przez pół godziny.
Prosiłem, wołałem, błagałem, groziłem, wabiłem żarciem- i ni chuja-
uparł
się i nic tylko rurą do góry z powrotem do kibla. Za daleko, żeby
włożyć
rękę, grabie czy cokolwiek. Jedyna metoda- fight fire with fire- ogień
zwalczaj ogniem. Zatkałem tą rurę przy wzierniku deszczułkami którymi
używam
na podpałkę do kominka, żeby kot nie popłynął już nigdzie dalej i z
buta na
górę do kibla- geberit i woda w dół- bombs gone. I bieg do piwnicy.

Po drodze słyszę jak się przewala po rurach- podziałało.

Wbiegam do piwnicy i kurwa koniec świata. Nie ma moich deszczułek- no
może z
jedna, cała prowizoryczna tama poszła w chuj i kota też nie słychać
już.

Ja pierdolę. Kurwa gdzie ta rura teraz idzie- coś mi świtnęło, że
kanalizacja w ulicy, dom od ulicy ze 30 metrów- może nie wszystko stracone
i
gdzieś się zwierzak zatrzymał po drodze. Biegnę na ulicę, jest
studzienka-
mam nadzieję, że to od mojego domu.

Ni cholery jej nie podniosę. Ciężka jak szlag i nie ma za co chwycić.
Powrót
do domu i pogrzebacz od kominka, tym może uda się to podważyć. Ni
cholery-
najpierw ugiąłem, potem złamałem żelastwo. Myśl auto stoi na ulicy-
mam pas
do holowania, może uda się to szarpnąć. Hak, pas, wsteczny- poszło aż
zakurzyło.

Po jaką cholerę takie te wieka robią ciężkie.

Smród jak cholera ale złażę tam- ciemno jak w dupie, rura jest,
wygląda, że
idzie od mojego domu. Latarka. Kurwa mam w aucie, chujowa ale może
starczy.

Włażę po raz drugi- smród mnie już nie zabije- przywykłem po chwili.
Zaglądam i jest oczyska mu się tylko świecą. I znów ta sama bajka.
Kici,
kici, kici, a ten mały skurczybyk spierdziela w drugą stronę. No ja
pierdolę. Szlag mnie trafi. Długo tu nie wysiedzę, jest zimno, śmierdzi
a na
dodatek ktoś mi zwali tą pokrywę na łeb i moje problemy się skończą
jak nic.
Nie chcesz po dobroci, to będzie po złości.

Do domu, po brezent. Wyłożyłem dno studzienki tak by mi nie wpadł
głębiej.
Zużyłem wszystkie, taśmy samoprzylepne, plastry żeby nie wpadł do
głównej
nitki kanalizacyjnej. Zaglądam co chwilę do rury ale słyszę tylko
miauczenie
i nic nie widzę. Poszedł gdzieś wpizdu. Jeszcze tylko trójkąt, żeby
nikt się
w tą otwartą studzienkę nie wpierdolił bo na ulicy ciemno.

Sąsiad kurwa- ciekawski, widziałem żłoba jak patrzył przez okno, jak
próbowałem pogrzebaczem podnieść wieko. Nie przyszedł pomóc a teraz
chuj
złamany stoi i się dopytuje.

Co mam mu kurwa powiedzieć? Że przepycham kotem kanalizację?

Idźżesz w chuj pacanie. Powiedziałem mu w końcu, żeby poszedł do domu
i
pozatykał sobie też wszystkie otwory bo na początku osiedla była awaria
i
wszystkie ścieki się wracają i wybijają w domach- a ten baran się
przestraszył, poleciał i przed swoim domem siłuje się z pokrywą. Niech
ma za
swoje.

Wracając do kota- bo menda tam siedzi i nie chce wyjść. Mam wszystko
gotowe-
więc do domu, jedna wanna, druga wanna, koreczek i napuszczam wodę.
Papierosik i czekam pod studzienką bo nuż mu się zmieni i wyjdzie
dobrowolnie.

Kurwa drugi sąsiad przyszedł- po pięciu minutach następny odmyka wieko,
teoria samospełniającej się przepowiedni działa- kurwa ludzie to są
barany.

Idę do domu, obie wanny pełne, ognia- spuszczam wodę z wanien i dokładam
dwa
spusty z dwóch spłuczek z domu. Nie ma chuja to go musi wygonić albo
utopić.

Lecę na ulicę, woda wali na brezent aż huczy a tego skurwiela dalej nie
wylało z kąpielą.

Kurwa mać- urwało się wszystko w pizdu i popłynęło, bo ileż to
utrzyma tej
wody. Brezent, taśmy, plastry, sznurki- w chuj- jak się to gdzieś przytka
to
będę miał przejebane.

Znowu do domu po drugi pogrzebacz bo trzeba zamknąć ten pierdolony
dekiel.

Wchodzę- a ten skurwiel kot tarza się w sypialni po łóżku. No ja
pierdolę!
Jak on kurwa wyszedł- którędy? Ano kurwa wziernikiem w piwnicy-
zostawiłem
otwarty. Ja kurwa stoję i marznę a ten gnój tarza się w mojej
pościeli.
Zajebie. Przerobię na pasztet. I jeszcze z radości włazi na mnie. Kurwa
mać.
Przynajmniej kuleje.

Straty- zajebane łazienki, w obu przelała się woda z wanien, zajebana
piwnica- bo zostawiłem otwarty wziernik i duża część wody poleciała
na
piwnicę. Pościel w sypialni do wyjebania, brezent z reklamą firmy-
poszedł w
chuj, latarka- w chuj, pogrzebacz w chuj.

Afera na ulicy jak chuj.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuollutas




Dołączył: 11 Maj 2010
Posty: 19
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Podkowa Leśna(pod waw-ą)

PostWysłany: Sob 20:04, 15 Maj 2010    Temat postu:

BOSKIE!!! Very HappyVery HappyVery HappyVery Happy Wiecej takich Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.thelosthope.fora.pl Strona Główna -> Wszystko o Niczym Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin